Cichość serca

Cichość serca

Węgry uczą mnie cichości serca.

Przekroczyłem granicę mniej uczęszczanym przejściem i pojechałem dalej spokojniejszymi drogami w kierunku południowym w stronę Dunaju.

Widok gór i pagórków skąpanych w morzu słoneczników wprawił mnie w prawdziwą zadumę:

Czy więcej na Węgrzech Węgrów czy słoneczników?

Rzeczywiście, ludzi wokoło niewielu, wioski rozsiane daleko od siebie.

Pierwszy nocleg spędziłem w miasteczku Szob, w którym przywitałem się z Dunajem.

Ścieżka rowerowa Euro Velo 6 była dla mnie ukojeniem po wąskich, dziurawych i ruchliwych ulicach, którymi pokonałem Słowackie Tatry, góry i doliny.

Widok na Wyszehrad

Na drugą i trzecią noc zatrzymałem się w Domu ss. Franciszkanek Misjonarek Maryi w Budapeszcie. Dzień odpoczynku minął mi nie na zwiedzaniu, a leżeniu i pluskaniu w pobliskich basenach termalnych.

Pomimo dwóch kolejnych deszczowych dni (18 i 19 lipca) – zajechałem szczęśliwie do Tihany, a dokładnie Opactwa Benedyktynów, które umieszczone jest na samym szczycie góry, z której roztacza się przepiękny widok na wulkaniczne jezioro – Balaton – zwane węgierskim morzem.

Balaton

Dzisiejszy widok z mojego okna – poranek!

Otwarte drzwi – ile to znaczy dla pielgrzyma!

Postanowiłem, że lepiej dla mnie – dla mojej pielgrzymiej drogi, ale i drogi w ogóle życiowej Ku Niebu – pościć od narzekania, utyskiwania na niedogodności, trudności, upokorzenia. Przez zamknięcie ust, a tak naprawdę powstrzymanie myśli, uczę się wdzięczności, przyjmowania życia takim, jakim jest. Straciłem wiele lat na zażaleniach, zraniłem wiele osób swoim niezadowoleniem i gnuśnością. Czas się nawrócić.

Kiedy przestaję narzekać, kiedy odwracam się od każdej najmniejszej złej myśli o świecie, sobie i innych ludziach – czuję jak Pan Bóg staje się opoką mojego serca.

Oczywiście, nie tak hop siup… Jest to walka duchowa, w której wołam na pomoc Pana Jezusa, który był cichy i pokornego serca. Zamiast złorzeczyć – błogosławię. Zamiast się żalić – uwielbiam.
A moje serce – spokojne zasypia w Panu, niezależnie od tego, co wokoło mnie…

Dziś spałem jak król.
Wczoraj oo. Benedyktyni i pracujący tu ludzie – kilkukrotnie powtarzali

You are welcome!

Pewnie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałem takiego przygarnięcia, po dwóch deszczowych dniach, wielu chłodach, wichrach i niespełnionych pragnieniach ciała i ducha…
Jak dobrze, że jesteś!
Odpocznij u nas w swojej podróży,
Czegoś potrzebujesz? Głodnyś, po Mszy dostaniesz obiad, a rano podamy Ci śniadanie.
Płakałem ze szczęścia do późnej nocy.


Cieszę się, że przeczytałeś ten wpis.
Błogosławię Tobie i ludziom wokoło. †
Zakończę ten wpis tym samym, co słyszę od ludzi i od Boga:

Dobrze, że jesteś!

Rano obudził mnie Jej szloch

Rano obudził mnie Jej szloch

Rano obudził mnie Jej szloch. Żal mi było się z nią rozstawać. Jednak ta chwila zbliżała się nieubłaganie. Może dlatego tak wczoraj pochmurniała a wieczorem wzburzyła się niespodziewanie?

Usłyszałem jej łzy przez uchylone okno. Popłakiwała tak z krótkimi przerwami aż do wczesnego popołudnia. Nie potrafiłem pocieszyć… Aż w końcu oddała mnie w ręce Swojej Sąsiadki.

#Słowacja była wpierw chłodna, choć w przeciwieństwie do Polski, to właśnie Jej mieszkańcy częściej na mój widok uśmiechami się i wykrzykiwali sympatyczne Dobry Dien lub pocieszne Ahoj!
Po drodze jeden ksiądz ugościł mnie obiadem z dokładką i kieszonkowym wraz z intencją. W ostatniej godzinie jazdy moja Nowa Towarzyszka drogi uśmiechnęła się promiennie.

Polsko, nie zapomnę o Tobie, Tyś mi jak matka. Będę dobrze o Tobie mówił i dobrze żył, gdziekolwiek zaprowadzi mnie Bóg.

#Polska#Słowacja#slovakia#pilgrim#pielgrzym#pielgrzymka#pilgrimage#pútnik#púť#camino#jerusalemway#jerusalem#medziugorie#medjugirje#pielgrzymkarowerowa

Pierwszeństwo Miłości

Pierwszeństwo Miłości

Na drodze Ku Niebu uczę się rozpoznawać Boże znaki.
Nie kalkulować po swojemu, tylko wsłuchiwać się, gdzie w tej chwili widzi mnie Bóg
– taka przyświeca mi zasada.

Nie najważniejsze jest, jaką drogą pojadę, czy najkrótszą, czy najłatwiejszą, gdzie będę spał: czy będzie mi sucho, przyjemnie, ciepło, co przeżyję i co zobaczę, czy ktoś mnie przyjmie, czy odrzuci moją proszącą dłoń, albo co zjem… i ile tego żarełka będzie. 😂
Oczywiście to też jest ważne.

Podejmuję trud pielgrzymki, by pierwszeństwo w kierowaniu moim życiem miała miłość:
bym ukochał Boga, samego siebie i drugiego człowieka. Bym nie łamał praw miłości
– ślepotą na cudzą krzywdę, osamotnienie,
– głuchotą na wołanie mojego serca,
– a przede wszystkim znieczulicą na to, gdy dotyka mnie Pan, gdy chce się ze mną spotkać, wskazać, czego ode mnie oczekuje.


W sobotę, 10 lipca, podjąłem dosyć mało logiczną decyzję – jadę do Zakopanego. Ani to Zakopane na trasie, ani z górki. Ale chciałem odwiedzić znajomych, a potem jak się okazało – MUSIAŁEM wypocząć jeden dzień – było to coś pięknego: leżenie na materacu!

Jednak w drodze do Zakopanego prosiłem:
Panie Jezu, proszę Cię, by moja wizyta w Zakopanem miała większy sens niż spotkanie towarzyskie i leżenie do góry brzuchem, niż dorobienie kilku groszy na Krupówkach. Jeśli chcesz, poślij mnie…

Nie miałem sił na zwiedzanie, ale naprawdę można się zakochać w tym zakątku Polski.

W Zakopanem poznałem opuszczoną niemal przez cały świat duszę – samotną mamę, która wiele wycierpiała, razem z synem zmaga się z konsekwencjami wyrządzonego zła…
Kiedy ją poznałem, wiedziałem, że te 40 dodatkowych kilometrów wykręciłem dzięki łasce Bożej dla niej. Teraz jedziemy razem. Oni ze mną, a ja z nimi.
Pan podarował nam jeszcze wspólne spotkanie – tuż przed moim wyjazdem.

Jak dotkliwie na świecie cierpią Ci, którzy bardziej kochają, a wręcz są obłędnie dobrzy – oni dostają w zamian … najwięcej niezrozumienia, odrzucenia, kłótni, pomówień, ich się wykorzysta, naciągnie, a nawet stłucze do krwi…

Krzeptówki

Przecież sam Chrystus cierpiał… bo kochał…
Niekochana Miłość.

Znam wiele osób skrzywdzonych przemocą domową. Znam ten temat, swoje przeżyłem. To oni muszą uciekać, mieszkać często bylejak i bylegdzie. Są pomiatani, nierzadko przez najbliższych, nadal nader często przez instytucje. Zmagają się przez lata z wieloma kompleksami, stresem pourazowym, depresją i lękiem, biedą.

Dlatego w drodze z Zakopanego, w poniedziałek 12 lipca, cały dzień modliłem się o pokój dla ofiar przemocy, przemocy domowej, o potrzebne łaski dla tych, którzy niosą pokój skrzywdzonym właśnie w taki sposób.

W południe uczestniczyłem we Mszy Świętej na Krzeptówkach i wysłuchałem kazania o pokoju. Ojciec pallotyn powiedział mniej więcej to samo, co mówię we vlogowej zajawce mojej pielgrzymki. Byłem bardzo poruszony.
Po Mszy spotkałem siostry Dominikanki, które prowadzą Rodzinny Dom Dziecka w Lublinie. Były z dzieciakami na pielgrzymce. Przywitałem się.

– Chcecie zobaczyć rower pielgrzyma, który wiezie wszystko, co ma? – nie musiałem długo namawiać i wesołej gromadki dzieci, i przypominających pingwiny (wygooglujcie sobie: pingwiny Siostry Dom Chłopaków) opiekunek.
– Mam do was prośbę: czy moglibyście pomóc pielgrzymowi? – zagadkowo zapytałem.
– Ale jak pomóc? Ten rower jest taki ciężki! – odpowiedział najstarszy.
– A no właśnie! Czy weźmiecie ode mnie trochę bagażu? – wypowiedziałem szperając w mojej sakwie, która cała była wypchana wałówą od znajomych!
Wyjąłem wszystkie słodycze, od których mam mdłości i mega trądzik od kilku dni… Dzieciaki były przeszczęśliwe.
– A jeszcze Pan coś ma?
– A lubicie rzodkiewkę? – okazało się, że rzodkiewka w rankingu popularności zostawiła daleko w tyle i batony, i cukierki, i tabliczkę czekolady. Dzieciaki nie potrafiły się od niej oderwać!

– Panie Łukaszu, prosimy o modlitwę: o zdrowe, kochające się rodziny dla naszych dzieci…
Rozumiecie – taka wyartykułowana intencja, gdy ja już od rana modliłem się o pokój dla ofiar przemocy…

Panie Jezu, prowadź. Ty wskazujesz najlepszą drogą. Jest nią miłość.

Królewskie śniadanie w agroturystyce moich znajomych – Sarenka w Podsarniu
Jacek wraz z synem Szymonem
Polecam!
Krzeptówki
Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Zakopanem
Ewa wraz z mężem Przemkiem gościła i wykarmiła mnie w Zakopanem
Góry życzliwości!

Góry życzliwości!

Za Krakowem czekał na mnie prawdziwy sprawdzian.
Prawdziwe góry*.

Z Łagiewnik po morderczych podjazdach dojechałem do Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam na miejscu mój przyjaciel Jan Moniak (zajrzyjcie na jego kanał na youtubie) nakarmił mnie bananami, rurkami i… wziął moje bagaże przed podjazdem do Sanktuarium na górze. Dzięki temu kolejne (ok. 30) kilometry skoczyły mi same…

Noc spędziłem w domu rodzinnym Janka, spędziliśmy wspaniały wieczór przy domowym jedzeniu i piciu, wspólnie granej muzyce, na rozmowach o życiu. Czasem cierpienie łączy nas bardziej niż przeżywane radości.

Miniony dzień był trudny. Południe Polski jest dla mnie rowerowym koszmarem – wąskie, ruchliwe drogi i górale rozpychający się po nich. 😂 Do tego wiał wiatr i ledwo trzymałem kierownicy, połowa dni minęła mi w spiętej pozycji całego ciała i z drętwieniem nadgarstków… W pewnym momencie, myślałem, że już nie pokonam kolejnego podjazdu w takich warunkach… Spotkałem wtedy kobietę – odmawiała koronkę przy drodze, poprosiłem ją o modlitwę, za 2 km był mój skręt na boczną drogę z 28 na Bystrzycę Podhalańską… Trasa stała się milsza.
Gdy wróciłem na krajówkę – otrzymałem wiadomość od Sióstr Karmelitanek z Ełku (to dodało mi sił). Dojechałem do Sanktuarium w Jordanowie – tam oddałem Matce Bożej Trudnego Zawierzenia moich dobrodziejów…
Na horyzoncie wyłoniły się piękne i zarazem przerażające w swoim zarysie Tatry…

Udało mi się przybyć odpowiednio wcześniej na Mszę w Spytkowicach, księża dali mi jeść, wyposażyli w wodę, a nawet dali intencje z datkiem.

Po Mszy, długo się nie zastanawiając, dołączyłem do uśmiechniętych dziewczyn i rozegranych chłopaków z zespołu ludowego „Siekernica”.

Zagraliśmy razem, opowiedziałem im o mojej pielgrzymce, a oni o swojej działalności. W życzliwiej atmosferze spędziliśmy krótkie radosne chwile.

Dotarłem szczęśliwie na miejsce noclegowe. Do znajomych, którzy prowadzą Agroturystykę Sarenka w Podsarniu. Tu kolejne kilogramy ludzkiego ciepła – mogłem się posilić po naprawdę ciężkim dniu.

Życzliwość – tak niewiele trzeba, żeby sprawić komuś radość.

Wystarczy po prostu być dobrym, być dla kogoś, choć nawet przez chwilę.
Podczas mojej drogi bardzo doceniam każdy gest, każdy uśmiech i uczę się być dobry dla wszystkich…
Nawet dla tych narwanych górali rozpychających się na drogach. 😁

*góry = ceper to wszędzie widzi góry

Uwielbienie i wdzięczność

Uwielbienie i wdzięczność

Ku niebu pod katedrą, w lublinie łukasz na rowerze

W moim sercu wiozę najprostsze słowa.
Jadę wśród śpiewu ptaków, przecinam łąki, lasy, mijam wioski i miasta.
Spakowany jestem w niepełne 5 sakw:
z tyłu – sypialnia, garderoba, rekreacja i biuro,
z przodu – kuchnia, spiżarka, łazienka, przedpokój i warsztat.
Nie potrzeba wiele, by uśmiechać się do Boga i ludzi.

Jedno najważniejsze słowo

Podobnie jest z modlitwą. Nie potrzeba wiele.

Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo* będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.

Mt 6, 7-8

Czuję, jak Pan Jezus czeka czasem tylko na jedno słowo, jedno wyznanie.
Jedno – ale najważniejsze.
Czasem będzie to:
proszę – bo tyle braku w moim sercu, by w Boży sposób spoglądać na świat i ludzi wokoło, tyle bólu, pustki;
przepraszam – gdy nie udało się zaprzeć samego siebie, a wybrać tego, co Boże, czego On oczekuje – miłości;
dziękuję – kiedy On nie męczy się w przebaczaniu, obdarowywaniu i uszczęśliwianiu mnie według praw nieba;
kocham – kiedy serce uwielbia swego Pana, Stwórcę i Zbawiciela, Najlepszego Przyjaciela, który jest z Tobą, siada z tyłu i pomaga Ci wieźć życiowy bagaż, cały ten kram, dodaje sił na każdym kroku, w każdej chwili, szczególnie tej najtrudniejszej.

Taka jest moja droga, moje myśli i modlitwa.
Na dobrą sprawę jest to tylko jedno z czterech słów i Imię Jezus.
Najwspanialsze ze wszystkich Imion. Dla Niego warto wyzbyć się wszystkiego i znieść wiele.


Ruszam za chwilę w stronę Łagiewnik. W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia polecę dziś między innymi rodziców zmarłej Różyczki i tych, którzy wylewali ostatnio przede mną swoje łzy. Będę się modlił też za tych, którzy już w modlitwę nie wierzą, nie proszą, gdy – wbrew zapewnieniom, milczeniu czy wyśmianiu – głos w sercu zapewnia mnie ze spokojem: módl się za nich, ofiaruj.
Z Łagiewnik będę kierował się na Kalwarię Zebrzydowską. Dalsza część dnia niezaplanowana, ale oddaję te plany Dobremu Bogu, aby On wskazał
gdzie dalej.
Amen.